Październik śmignął momentalnie, ale przyniósł ze sobą ogromną falę nowości. Najwięcej ciekawych albumów pojawiło się w kategoriach core'owych, ale o tym szerzej w dalszej części. Oczywiście w dziesiątym miesiącu października sporo znanych i lubianych kapel również wydało swoje kolejne płyty - np. Motorhead, Death Angel, Sepultura, Soulfly, czy Korn. No cóż...u mnie do top 10 trafiła tylko jedna z tych formacji. Więcej czasu poświęciłem albumom, które faktycznie zaskoczyły u mnie już przy pierwszym odsłuchu. Do których najczęściej wracałem i zapewne będę też wracał w przyszłości. Oby kolejne miesiące były jeszcze lepsze niż październik (chociaż sam w to nie wierzę).
Tym razem zacznę trochę inaczej - od albumów, które nie trafiły do mojego zestawienia, ale warto o nich wspomnieć i oczywiście polecam się z nimi zapoznać. Tych wydawnictw jest całe zatrzęsienie, ale postaram się specjalnie nie rozpisywać. Przede wszystkim godny uwagi jest najnowszy album Toxic Holocaust - niby na "Chemistry Of Consciousness" nie ma nic nowego, jest to ten sam Toxic Holocast, który był na poprzednich płytach. A jednak za każdym razem kiedy słucham nowego materiału od Joela Grinda to mam z tego sporą dawkę przyjemności. Jeśli podobały Wam się poprzednie albumy to ten nowy też wpadnie Wam w ucho. Kolejnym wartym wspomnienia wydawnictwem jest świeży materiał od black metalowej formacji Inquisition z USA. "Obscure Verses for the Multiverse" to jeden z tych blackowych albumów, który nie odrzuca "garażowym" brzmieniem, czy byciem "true" na siłę. Niezwykle przyjemne mroczne granie bez popadania w sztuczność. Kolejnym wydawnictwem godnym polecenia jest "Augment" kapeli Erra. Progresywny metalcore najwyższego sortu, a jednak czegoś mi w nim zabrakło - może jednak przydałoby się większe pierdolnięcie, a mniej czystych wokali i melodyjnych wstawek. Mimo tego warto sprawdzić ten wyróżniający się w jednolitej masie metalcore'a album. A skoro już jestem przy core'owych klimatach to nie mogę zapomnieć o nowym dziecku A Day To Remember. Początkowo byłem oczarowany "Common Courtesy", ale niestety dość szybko się nim znudziłem. Kapela trochę spuściła z tonu i zaserwowała połowicznie świetny album. Dlaczego tylko połowicznie? Bo mniej więcej połowa kawałków jest świetna, a ta pozostała jest zbyt spokojna, lekka i wręcz popowa. Wiem, że ADTR to kapela grająca również pop punk, ale do tej pory udawało im się utrzymywać odpowiednią równowagę pomiędzy ciężarem, a popem. Tym razem się nie udało. Ale jest na tym albumie kilka numerów, które warto przesłuchać. Na mojej liście znajdują się jeszcze trzy albumy - Soulfly "Savages", Hail Of Bullets "III: The Rommel Chronicles" oraz Red Fang "Whales And Leeches". Zrobiłem sobie rundkę nowa Sepultura kontra nowy Soulfly - nowy album Sepy dość szybko mi śmignął nie pozostawiając po sobie kompletnie nic. Natomiast "Savages" słuchało mi się naprawdę dobrze, chociaż jest to trochę zbyt długie wydawnictwo. Można powiedzieć, że kompozycyjnie Max Cavalera skopiował swoje poprzednie płyty, ale w przypadku tej kapeli nie oczekuję powiewu świeżości. W przypadku Hail Of Bullets spodziewałem się wysokiego miejsca w rankingu, a jednak nic z tego. "III: The Rommel Chronicles" to fajna death metalowa płyta utrzymana w uwielbianym przeze mnie bitewnym klimacie, a jednak w przypadku tego typu wydawnictw ciągle w głowie świszczy mi Bolt Thrower, Jungle Rot, czy ostatni album God Dethroned. Natomiast Red Fang to już zupełnie inne klimaty - stoner rock ze znacznymi elementami metalowego grania. W przypadku tej kapeli spodziewałem się jakichś około doomowych wycieczek, więc całkiem przyjemnie rozczarowałem się wydawnictwem "Whales And Leeches". Jest stonerowo, ale nie przytłaczająco - raczej lekko i zadziwiająco przystępnie.
To by było tyle jeśli chodzi o te płyty spoza top 10, które warto sprawdzić. Natomiast w przypadku rozczarowań mogę wymienić tylko nowy materiał od The Browning. Chociaż i to nie jest rozczarowanie, bo ta kapela najzwyczajniej nigdy mi nie pasowała i prezentowany przez nią electro metalcore odsiewa mnie dość szybko. I to tyle odnośnie rozczarowań.
Dyszkę otwiera szwajcarska kapela Breakdown Of Sanity, która swoim metalcore'owym torando zawartym na "Perception" zmiażdżyła konkurencję. Ten album ma w sobie wszystko to co najlepsze we wspomnianym gatunku. Jest mnóstwo energii, wpadające w ucho numery, beatdowny, dobre zagrywki gitarowe i jeszcze raz cała masa energii. Jeśli lubisz metalcore i ominąłeś ten album to czym prędzej nadrabiaj zaległości. To zdecydowanie jedno z najmocniejszych wydawnictw z tego roku. Na drugim miejscu amerykańska kapela Reflections, której debiutancki "The Fantasy Effect" wywrócił mój pogląd na techniczny metalcore do góry nogami. Na "Exi(s)t" chłopaki znowu czarują łamiąc melodie, bawiąc się w djent i progresywny metalcore. Na pewno nie jest to muzyka dla każdego, ale warto sprawdzić jak awangardowe może być podejście do tak utartego i zestandaryzowanego gatunku jakim jest metalcore. Na trzeciej pozycji niesamowity Ihsahn ze swoim nowym materiałem. "Das Seelenbrechen" to prawdziwie wybuchowa i klimatyczna mieszanka wszystkiego co w metalu najlepsze. Awangardowe podejście Ihsanha do muzyki jest powszechnie dobrze znane, a jednak z każdym kolejnym albumem jestem coraz bardziej zdumiony ile razy jeszcze ten muzyk mnie zaskoczy. Czwarta pozycja przypadła chyba najbardziej wyszydzanej spośród całego deathcore'a kapeli - czyli Winds Of Plague. Kompletnie nie rozumiem skąd ciągle ta formacja jest krytykowana. Może dlatego, że gra bardzo przystępny deathcore? Sporą część ich muzyki stanowią partie klawiszowe, ich muzyka opiera się w sporej części na beatdownach, itp. Jednak w swojej kategorii symfonicznego deahcore'a są raczej unikalni i próżno szukać dla nich solidnej konkurencji. "Resistance" stawiam zdecydowanie wyżej niż "Against the World" wydany w 2011 roku. Nowy album momentalnie wpada w ucho. Pierwszą piątkę zamyka kapela, której określenie gatunkowe zawsze sprawia mi problemy - Man Must Die grają wypadkową death metalu, technicznego death metal i grindcore'a. Na ich najnowszym wydawnictwie ponownie dostajemy taką właśnie mieszankę - oczywiście o najwyższym stężeniu szybkiego i pełnego energii grania. Ogromna dawka brutalności podana w niespełna godzinę. Polecam zwłaszcza wielbicielom naprawdę ekstremalnego grania. Warto zaznaczyć, że "Peace Was Never An Option" to album, który powstał za pomocą crowdfundingu.
01. Breakdown Of Sanity - Perception
02. Reflections - Exi(s)t
03. Ihsahn - Das Seelenbrechen
04. Winds Of Plague - Resistance
05. Man Must Die - Peace Was Never An Option
-----------------------------------------------------
06. Oranssi Pazuzu - Valonielu07. Oceano - Incisions
08. Death Angel - The Dream Calls For Blood
09. Skeletonwitch - Serpents Unleashed
10. Die Krupps - The Machinists of Joy
10. Herrschaft - Les 12 Vertiges
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz