Nowy rok zaczynam dopiero w lutym - w końcu styczeń poświęciłem całkowicie podsumowaniu 2012 roku. Postanowiłem zacząć od cyklu "Na skróty" - pierwszy odcinek w tym roku poświęcam trzem polskim wydawnictwom - pełne albumy Palm Desert i o.d.r.a oraz demówka Thempest. Jest ciężko, brud i piasek wala się w każdym kącie - tak mniej więcej mogę podsumować 17 odcinek "Na skróty".
- Palm Desert - Rotten Village Sessions (2013)
- Thempest - Spiritual Depravation (2009)
- o.d.r.a - Karl Denke Blües (2012)
Palm Desert - Rotten Village Sessions
(stoner rock; 2013; Polska)
Palm Desert to stosunkowo młoda polska kapela z Wrocławia. Formacja rozpoczęła swoją działalność w 2008 roku i zadebiutowała w rok później pełnym wydawnictwem "Dawn Of The Burning Sun". W 2011 wydali swój drugi album, zatytułowany "Fall Of The Wastelands". Aby trzymać się tradycji ich kolejne studyjne wydawnictwo zostało przygotowane dwa lata później - czyli w 2013 roku, a dokładnie 4 stycznia. Jednakże jak Palm Desert się zarzekają - nie jest to nowa płyta, to zapis 47 minutowej sesji nagraniowej z 2011 roku. Tyle, że ten materiał jest jednak premierowy i oficjalnie wydany. I faktycznie "Rotten Village Sessions" trwa lekko ponad 47 minut. A co tutaj można znaleźć? Fani kapeli raczej nie będą zaskoczeni - oczywiście stoner rocka. Słychać również, że kapelę ciągnie do nieco szybszego, bardziej energicznego grania - od niektórych utworów (np. "Acid Phantom" czy "Damn Good") wręcz promieniuje brudny rock'n'roll - może nie brudny, a po prostu przyprószony przez burzę piaskową rock'n'roll. I zdecydowanie takie utwory najbardziej podobają mi się na tym wydawnictwie - może dlatego, że wolę żywsze oblicze stonera? Na "Rotten Village Sessions" nie brakuje również tego bardziej korzennego grania. Takie typowe walce są dwa na tym wydawnictwie - "Shades In Black" (chociaż pod koniec mocno się rozpędza) oraz zamykający album "White Wolf". Oczywiście nie mam nic przeciwko takim utworom - wręcz ciekawie kontrastują z tymi żywszymi kompozycjami. Mimo tego, że Palm Desert nie uznają "Rotten Village Sessions" za normalne wydawnictwo studyjne, to jednak muszę przyznać, że materiał zebrany na tym albumie nie brzmi wcale jak zagrane ot tak sobie kilka (dokładnie 9) utworów. Tutaj jest jakiś większy zamysł, który finalnie przekłuł się na efekt końcowy, który prezentuje się bardzo dobrze. Nie znam za bardzo polskiej sceny stonerowej, nie wiem, czy Palm Desert to czołówka, czy raczej szary ogon - jedno jest pewne - obojętnie jakie miejsce zajmują w hierarchii to polska scena stonerowa ma się dobrze.
Nota: 8/10
Thempest - Spiritual Depravation (demo 2009)
(death metal; 2009; Polska)
Thempest to polska death metalowa kapela, która na scenie działa od 2005 roku. Niestety ta formacja ze Szczytna do tej pory wydała tylko demówkę w 2009 roku, która została zatytułowana "Spiritual Depravation". Na całość składają się cztery utwory, które łącznie trwają niecałe 25 minut - czyli można by powiedzieć, że nie tyle jest to demo, co epka. Słuchając tego materiału naprawdę dziwiłem się, że Thempest jeszcze nie wydali żadnego oficjalnego albumu - przecież w ich death metalowym łojeniu słychać naprawdę spory potencjał. Co ciekawe w muzyce Thempest jest coś więcej niż tylko standardowy death metal - myślę, że ta formacja spokojnie by się obroniła na polskiej scenie. Jak już wspomniałem na demówkę składają się cztery utwory - są to naprawdę długie kawałki biorąc pod uwagę fakt, że mamy do czynienia z death metalem. Ale nie ma tutaj miejsca na bezsensowne łojenie - numery są naprawdę dobrze skrojone. Nie mogę się tutaj do niczego przyczepić - zawarte na "Spiritual Depravation" kompozycje wcale nie brzmią jak utwory początkującej kapeli, w żadnym wypadku nie brzmią jak materiał demo. Już niejednokrotnie słyszałem bardziej amatorsko brzmiące pełne albumy, wydane przez poważne wytwórnie. Z tego co wiem, to formacja nadal aktywnie działa na polskiej scenie death metalowej - mam nadzieję, że niedługo zaskoczy jakimś długograjem, ewentualnie jakąś epką. Bo jak już wspomniałem na "Spiritual Depravation" słuchać naprawdę duży potencjał.
Nota: 7/10
o.d.r.a - Karl Denke Blües
(sludge metal ; 2012; Polska)
o.d.r.a to sludge'owy projekt z Wrocławia. Kapela sama o sobie pisze, że nie gra niczego odkrywczego. Trudno jest mi się z nimi nie zgodzić - wszak jest to najbrudniejszy z brudnego metalu, który był już grany chociażby przez Eyehategod (których nigdy specjalnie nie lubiłem). Na "Karl Denke Blües" znajduje się 7 utworów, które łącznie dają 40 minut sludge'owego grania z całkiem sporą dawką doomowej atmosfery. Oczywiście nie ma tutaj mowy o doom metalu, a raczej o ciężkich, gniotących dźwiękach wygrywanych przez muzyków wchodzących w skład o.d.r.a - to określenie dotyczy również samego klimatu, którego jest tutaj niezwykle ciężki. Muzyka muzyką, ale tego ciężaru i brudu dostarcza również wokal, który zapewne jest przesterowany - przynajmniej tak brzmi (oczywiście mogę się mylić). Na całym albumie czuć też punkową złość - może to właśnie za sprawą wokalu? W każdym razie na "Karl Denke Blües" w głównej mierze znajduje się sludge + kilka elementów z innych gatunków. Co ciekawe kapela wszystkie utwory opatrzyła polskimi tekstami - jest to dla mnie trochę zaskakujące, bo z jednej strony formacja zawierzyła, że nawet na zachodzie język polski nie zrobi różnicy, a z drugiej strony być może o.d.r.a niespecjalnie chce wychodzić poza polską scenę - chociaż można znaleźć również obcojęzyczne recenzje albumów tej formacji. Ale wracając do samego materiału - nie jest to granie dla każdego, a już na pewno nie jest to granie w moim klimacie - ze sludge'owego grania zdecydowanie bliżej mi do sludge'n'rolla prezentowanego przez Birds Of Prey (zwłaszcza w późniejszych latach) czy sludge metalu w stylu Disbelief. Dlatego też ciężko jest mi ocenić materiał zebrany na "Karl Denke Blües" - słucha się go naprawdę dobrze, mimo tego, że to nie do końca moje klimaty - jednak brakuje mi tutaj rock'n'rollowego zacięcia. Oczywiście nie można mieć wszystkiego - jednak postaram się ocenić nowe wydawnictwo o.d.r.a. Brud jest tutaj wyczuwalny na każdym kroku, więcej tutaj gniotącego grania niż szybkich zrywów, no i jest dość specyficznie brzmiący wokal. Początkowo miałem wrażenie, że cały ten album to jeden wielki chaos, ale po kilku odsłuchach wszystko zaczęło mi się układać w całkiem spójną całość (i zawartość "Karl Denke Blües" jednak wciąga). Na pewno nie jest to album, do którego będę często wracał, ale z pewnością skłoni mnie do zapoznania się z wcześniejszymi dokonaniami tej kapeli (w końcu już kiedyś miałem się zabrać za album "o.d.r.a" z 2009 roku).
Nota: 6,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz