piątek, 2 września 2022

Przegląd premier płytowych - sierpień 2022

Po "lipcowym sezonie ogórkowym", w którym nie można się było opędzić od interesujących premier płytowych nadszedł czas na sierpień, który również zaliczyłbym do bardzo udanych okresów pod tym względem. Ciekawie zapowiadających się nowości płytowych nie brakowało, niektóre pokładane oczekiwania spełniły, inne pękły niczym bańka mydlana zaraz po premierze. W sierpniu sporo kapel-weteranów zaprezentowało swoje nowe wydawnictwa, bo chyba tak można nazwać formacje, które na koncie mają więcej niż 10 pełnych studyjnych wydawnictw. Ale pojawiło się też sporo świeżych grup, które dopiero co zaczynają, albo wręcz pokazały światu swoje pierwsze pełnoprawne wydawnictwo. Gatunkowo w tym przeglądzie znajdziecie pełen miks gatunków metalowych i około-metalowych. Sierpień był łaskawy zarówno dla fanów ekstremy, jak i dla tych lubujących się bardziej melodyjnych odmianach metalu, czy klimatycznych, spokojniejszych dźwiękach.

Jak zwykle poniżej znajdziecie 25 wyselekcjonowanych przeze mnie wydawnictw, które najbardziej wpadły mi w ucho spośród całej masy sierpniowych nowości płytowych.




Acid Blade - Power Dive
(heavy metal)
Premiera: 12.08.2022

Acid Blade to świeża kapela heavy metalowa z Niemiec. Grupa powstała w 2019 roku, ale w 2021 roku zmieniła nazwę na Acid Blade. 12 sierpnia 2022 roku formacja zaprezentowała swój debiutancki album zatytułowany "Power Dive". I co tu dużo gadać? To w pełni oldschoolowy heavy metal utrzymany w germańskim stylu. Na co możecie liczyć? Na szybkie kawałki, suche i kwadratowe brzmienie oraz oczywiście szybko wpadające w ucho melodie. Jeżeli w duszy gra wam oldschoolowy heavy metal i gdy usłyszycie jakieś nowoczesne, wypolerowane metalowe granie to dostajecie wysypki to debiutancki album Acid Blade jest absolutnie dla was! Nie jest ani materiał przełomowy, ani odkrywanie heavy metalu na nowo, to po prostu dobra płyta, przy której nie można się nudzić. Po prostu nóżka sama tupie do rytmu, zresztą spróbujcie sami.

Amon Amarth - The Great Heathen Army
(melodic death metal/heavy metal)
Premiera: 05.08.2022
Spotify

Od premiery "With Oden On Our Side" (2006) minęło sporo czasu, a był to pierwszy album Amon Amarth, którego słuchałem z wypiekami na twarzy. To była prawdziwa bomba muzyczna - nie dość, że goście wyglądali jak wikingowie, to jeszcze w tekstach poruszali tematykę mitologii germańskiej. Dopiero później odkryłem, że to nie viking metal, jak myślałem pierwotnie, ale melodic death metal traktujący o mitologii germańskiej. I niestety od premiery wspomnianej płyty Szwedzi zaliczają powolny spadek formy. W tym roku Amon Amarth zaprezentowali swój dwunasty pełny materiał studyjny. I słuchając "The Great Heathen Army" odniosłem wrażenie, że w ich twórczości coraz więcej miejsca zajmuje heavy metal, a melodic death metal trochę zaczyna ustępować mu miejsca. Od kilku płyt miałem wrażenie, że ich muzyka łagodnieje i idzie właśnie w kierunku heavy metalu. I jeżeli jesteście z tym ok (tak jak ja), to nowa płyta powinna wam przypasować, bo jest tutaj sporo numerów, które nigdy obok melodic death metalu nigdy nie stały. Kapela serwuje nawet kawałek "Saxons and Vikings",w którym gościnnie pojawia się wokalista oraz dwóch gitarzystów heavy metalowej formacji Saxon.

Arch Enemy - Deceivers
(melodic death metal)
Premiera: 12.08.2022

Od czasu, gdy nastąpiła zmiana wokalistek w Arch Enemy miałem uczulenie na muzykę tej kapeli. Płyt z Angelą Gossow na wokalu nadal lubiłem słuchać, natomiast te po przyjściu Alissy White-Gluz jakoś mnie odrzucał. Przy czym lubiłem The Agonist za czasów Alissy (zresztą po jej odejściu też lubię tę kapelę). Kompletnie mi nie pasowała do stylistyki Arch Enemy, odniosłem wręcz wrażenie, jakby stylistycznie kapela spuściła nieco z tonu, jakby złagodzili swoje brzmienie. I tak od "War Eternal" (2014) omijałem wydawnictwa tej grupy. Owszem sprawdzałem kolejne płyty, ale szybko odkładałem i nigdy więcej do nich nie wracałem. Nasłuchałem się dobrych opinii o "Deceivers", który to jest dwunastym albumem studyjnym Arch Enemy i trzecim nagranym z Alissą, i z ciekawości po niego sięgnąłem. Nadal uważam, że kapela znacznie złagodniała po odejściu Angeli i to słychać również na najnowszym wydawnictwie, ale już tak bardzo nie kłuje mnie wokal Alissy. Owszem, mogłaby sobie odpuścić melodyjne wokale, bo brzmią tak, jakby bardziej pasowały do symphonic metalowej kapeli, ale i tak jest lepiej niż było - no przynajmniej na "War Eternal". Muzycznie też jest ciekawiej, płyta nie ciągnie się w nieskończoność i ma sporo naprawdę dobrych fragmentów. Raczej zawartość "Deceivers" nie przekonała mnie do tego, żeby wracać do dwóch poprzednich albumów Arch Enemy, ale na pewno dzięki niej nie będę się tak mocno wzbraniał przed sięgnięciem po ich kolejny materiał. Dobra płyta, słychać, że kapela powoli, ale jednak wraca na prawidłowe tory.

A-Z - A-Z
(progressive metal/heavy metal)
Premiera: 12.08.2022
Spotify

Nie za wiele wiem o kapeli A-Z, poza tym, że grupa została powołana do życia w 2020 roku, a jej skład stanowią muzycy Fates Warning (Ray Adler i Mark Zonder), muzycy Lalu (Vivien Lalu i Joop Wolters) oraz nieznany mi basista (Philip Bynoe). Skład jak widać jest interesujący, okładka debiutanckiego albumu jest...powiedzmy, że okropna. Cóż kryje się za tą zebrą jedzącą jabłko? Bardzo dobra płyta progressive metalowa...no z elementami heavy metalu i szczypta aor-u, ale jednak głównym składnikiem jest progressive metal. Nic dziwnego, że ten materiał wypada tak dobrze i zaskakująco świeżo, wszak skład kapeli niejako obiecuje bardzo jakościowe wydawnictwo. Kawałki są lekkie i tylko czasami gitarzystom zdarza się wcisnąć zapędzić w nieco cięższe rejony. "A-Z" to nie jest wyłącznie materiał dla fanów Fates Warning, ale ci powinni być wniebowzięci po przesłuchaniu tego wydawnictwa.

Becoming The Archetype - Children Of The Great Extinction
(metalcore/melodic death metal/progressive metal)
Premiera: 26.08.2022

Baaardzo długo trzeba było czekać na następcę płyty "I Am" (2012), aż 10 (!) lat Becoming The Archetype kazali czekać swoim fanom. Przyznam, że byłem przekonany, że kapela się po prostu rozpadła i nie mam co czekać na ich nowy album. A tymczasem 26 sierpnia kapela zaprezentowała swój szósty pełny studyjny materiał. I "Children Of The Great Extinction" brzmi bardzo zaskakująco, bo stylistycznie kapela poszła mocno w kierunku progresywnego metalu, ale też zapomniała, jak się gra mieszankę metalcore/mdm. Nie jest to zwykła płyta, to wręcz miks klimatycznego grania z bardziej energicznymi gatunkami. Można tutaj trafić na instrumentalne segmenty, które potrafią trwać po kilka minut, ale to kompletnie nie przeszkadza, wręcz buduje specyficzny klimat. Na "Children Of The Great Extinction" jest miejsce dla wszystkiego - ostrego grania, spokojniejszych progresywnych zagrywek, melodyjnych rozwiązań, jak i typowo metalcore'owych brzmień. To niesamowite w jak dobrym stylu ta kapela powróciła po 10 latach milczenia. Jedno z największych zaskoczeń tego miesiąca.

BlackBraid - Blackbraid I
(atmospheric black metal)
Premiera: 26.08.2022

BlackBraid to świeży black metalowy projekt jednoosobowy, za który w całości odpowiedzialny jest Sgah'gahsowáh. "BlackBraid I" to pierwsze pełne wydawnictwo tej formacji, która powstała w 2020 roku. Stylistycznie zawartość tego wydawnictwa mógłbym nazwać native american black metal. I tu nie chodzi wyłącznie o samo brzmienie, bo teksty utworów też traktują o wierzeniach i tradycjach rdzennych Amerykanów. I być może istnieją jeszcze inne kapele, które w tekstach traktują o tym samym, o czym BlackBraid, ale najwyraźniej nie potrafią tego przekazać w tak atrakcyjny sposób. "BlackBraid I" słucha się wyśmienicie, wszystkie jest tutaj na swoim miejscu i wygląda na to, że Sgah'gahsowáh jest bardzo utalentowanym muzykiem, któremu na pewno warto się przyglądać. Black metal połączony z folkowymi elementami indiańskimi wypada po prostu wspaniale. Klimat tego wydawnictwa jest niepowtarzalny.

Conan - Evidence Of Immortality
(doom metal/sludge metal)
Premiera: 19.08.2022

Conan to jedna z niewielu doom metalowych kapel, której muzyki jestem w stanie słuchać bez ziewania, czy walki z opadającymi powiekami. Do ich twórczości przekonałem się już przy okazji premiery płyty "Blood Eagle" (2014) i mimo tego, że nie jest to formacja, której muzyka codziennie gości w moim odtwarzaczu, to wiem, że jeżeli mam ochotę na dudniące, wolne, wręcz walcowate kompozycje o barbarzyńskim brzmieniu to mogę liczyć na płyty Brytyjczyków z Conan. W sierpniu grupa zaprezentowała swój piąty studyjny materiał, album zatytułowany "Evidence Of Immortality" to zaledwie sześć kompozycji, ale muzyki jest tu sporo, bo całość zamyka się w 51 minutach. Już przy pierwszych singlach zapowiadających ten album wiedziałem, że będzie to dobry materiał. Grupa trzyma się stylistyki, z której są znani - czyli nadal mamy dudniące brzmienie, wolne tempo i gdzieś za wszystkimi instrumentami schowane partie wokalne, które próbują się ze wszystkich sił przebić przez ścianę dźwięku. Ten album to kwintesencja twórczości Conan, nawet jeżeli muzycznie wyczujecie pewien zryw i nadmierną prędkość jak na doom metalowe wydawnictwo, to możecie się spodziewać też przy tym charakterystycznego ciężaru, a raczej ociężałości, która jest nieodłącznym kompanem muzyki tej brytyjskiej formacji.

Desolation Angels - Burning Black
(heavy metal)
Premiera: 26.08.2022

Desolation Angels to dla mnie kapela zagadka. Grupa powstała w 1981 roku, wydała dwie płyty - "Desolation Angels" (1986) i "While the Flame Still Burns" (1990) - i niedługo później zakończyli działalność. Wrócili po 18 lata w 2012 roku zaserwowali nowy materiał zatytułowany "King" w 2017. W tym roku uderzyli ze swoją czwartą płytą. Nigdy wcześniej o tej heavy metalowej formacji nie słyszałem, ale jak tylko usłyszałem zawartość "Burning Black" nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że ten materiał brzmi jakby był nagrany pod koniec lat 80-tych. I nie chodzi o samo brzmienie, ale też o melodie gitarowe, o konstrukcje kawałków...ale też właśnie o brzmienie. Ten album to jak wehikuł czasu prowadzący tylko do lat 80-tych, tylko skomponowany, nagrany i wydany współcześnie. Zawartość "Burning Black" to bardzo przyjemny dla ucha heavy metal mieszający się nieco z hard rockiem, zagrany z rock'n'rollową swobodą i nawiązujący klimatem do NWOBHM. Sporo tutaj potencjalnych heavy metalowych hiciorów, a gdy już myślicie, że ten konkretny kawałek jest najlepszy, to zaraz wskakuje kolejny, który nakrywa go czapką. Gdzie ta formacja ukrywała się do tej pory?

Dreadnought - The Endless
(progressive metal/black metal/post-metal/doom metal)
Premiera: 26.08.2022

Patrząc na okładkę piątej studyjnej płyty amerykańskiej kapeli Dreadnought można by pomyśleć, że to najczarniejszy black metal, ewentualnie jakiś dudniący death metal. W każdym razie na pewno muzyka ekstremalna, co do tego nie ma wątpliwości. I może być to trochę mylące, bo chociaż black metal jest tutaj również obecny, to jednak nie stanowi on głównego trzonu albumu "The Endless". Dreadnought to formacja mocno mieszająca stylistycznie. Całość najłatwiej by było określi jako avantgarde metal, bo wtedy do jednego worka można wrzucić wszystko, co tylko się da, zwłaszcza te gatunki, które na pozór do siebie nie pasują. I Dreadnought to robi, bo znajdziecie tutaj sporo bardzo delikatnych i klimatycznych kompozycji, które przecinane są black metalowymi wyziewami, które objawiają się nie tylko w warstwie instrumentalnej, ale też wokalej. Więc delikatny wokal musi toczyć nieustanne boje z piekielnymi growlami. Ale wiecie co? To wszystko połączone w jedną spójną całość wypada doskonale. "The Endless" to materiał bardzo zaskakujący i dość rozbudowany, chociaż całość zamyka się w 42 minutach. Niesamowite wydawnictwo, które zaskakuje mnie za każdym razem, kiedy je odpalam.

Dynazty - Final Advent
(heavy metal/power metal/hard rock)
Premiera: 26.08.2022

Nigdy nie było mi po drodze z twórczością Dynazty, owszem miałem kilka podejść do ich twórczości i za każdym razem bez większych sukcesów. Czegoś zawsze mi brakowało w ich muzyce, ale kiedy usłyszałem singiel "Power Of Will" zapowiadający "Final Advent" wiedziałem, że to może być album, który zmieni moje podejście do tej kapeli. Kapela serwuje przyjemną dla ucha mieszankę heavy i power metalu. Kawałki momentalnie wpadają w ucho, jest tutaj sporo nośnych refrenów, melodii gitarowych i nie tylko. Po prostu kwintesencja przebojowości w niezbyt przaśnym stylu. Jak dla mnie "Final Advent" to jeden z najlepszych albumów z melodyjnym graniem w tym roku.

Hexis - Aeternum
(black metal/post-hardcore)
Premiera: 26.08.2022

Już praktycznie miałem kompletne zestawienie najciekawszych albumów sierpnia do przeglądu miesiąca, aż tu nagle kapela Blut Aus Nord na swoim oficjalnym profilu na facebooku wrzucili polecajkę w postaci świeżutkiego albumu duńskiej formacji Hexis. Mimo tego, że to grupa powstała w 2010 roku to jakoś do tej pory się nie spotkałem z ich twórczością, a raczej myślałem sięgając po "Aeternum", bo na pewno na swojej metalowej ścieżce kiedyś napotkałem album "Tando Ashanti" (2017), ale jak łatwo się domyślić nie zaprzyjaźniliśmy się. Tym bardziej zaintrygował mnie ich najnowszy materiał, bo byłem ciekaw, cóż to za kapela, którą skreśliłem dość szybko. Duńska formacja Hexis stylistycznie krąży pomiędzy black metalem i hardcorem, a raczej post-hardcorem. I wygląda to mniej więcej tak, że proporcje są mniej więcej 90% do 10%, czyli jeżeli obawiacie się, że dostaniecie black metalowców stosujących beatdowny, to możecie być spokojnie, czegoś takiego tutaj nie uświadczycie. "Aeternum" to wydawnictwo ociekające black metalowym klimatem, jest ciężko, mrocznie i bardzo posępnie. W jakiś bardzo pokrętny sposób ten album kojarzy mi się klimatem z płytą Trap Them "Darker Handcraft" (2011), chociaż to przecież zupełnie inne granie. Najnowsze wydawnictwo Hexis to po prostu doskonała robota, w której na pierwszym miejscu postawiłbym wspomniany posępny klimat, a zaraz za nim energiczność, która praktycznie przez cały materiał próbuje toczyć pojedynki z klimatem.

I Prevail - True Power
(alternative metal/metalcore/trancecore)
Premiera: 19.08.2022

Bardzo, ale to baaaardzo wsiąkłem w album "Trauma" (2019) amerykańskiej kapeli I Prevail, ale mimo tego niespecjalnie czekałem na jego sukcesora. "True Power" to trzecie wydawnictwo studyjne I Prevail i mimo tego, że na nie nie czekałem to był to jeden z pierwszym albumów, które odpaliłem w piątek 19 sierpnia. Ale pamiętam, że "Trauma" też odpalałem po raz pierwszy trochę od niechcenia. Cóż jest takiego niesamowitego w twórczości I Prevail? Tak naprawdę nie ma w niej niczego niezwykłego. To po prostu kapela, której w zaskakująco udany sposób udało się połączyć metalcore'ową agresję, melodyjne elementy, wpadające w ucho refreny, pewnego rodzaju piosenkowość, nowoczesność w brzmieniu i trochę elektroniki. I "True Power" jest doskonałą kontynuacją tego, co formacja zaprezentowała na wydawnictwie z 2019 roku. Wszystkie te elementy, przez które tak często wracałem do ich poprzedniej płyty są również obecne na najnowszym albumie. I chociaż trochę straciły na świeżości, to nadal mnie zaskakująco ciągnie do tego energicznego, piosenkowego i elektronicznego metalcore'a z dużą ilością alternatywnego metalu.

In Disarray - Trauma
(metalcore)
Premiera: 12.08.2022

Dawno już nie było typowego metalcore'a bez rzadnych naleciałości, takiego uderzającego prosto w pysk...no dobra w czerwcu premierę miał nowy album Bleed From Within (nadal mój ulubionych metalcore'owy album tego roku), a w sierpniu swoje drugie wydawnictwo wydała kanadyjska formacja In Disarray. To dość młoda formacja, dla której album "Trauma" jest dopiero drugą pełną studyjną płytą. Nie wiem dlaczego, ale widząc zapowiedzi tego albumu wiedziałem, że muszę go przesłuchać - może to magia tytułu płyty (w końcu "Trauma" to też tytuł drugiej płyt I Prevail), a może gdzieś po głowie kołatała mi się nazwa formacji. Ale nie, nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z dokonaniami Kanadyjczyków. "Trauma" to metalcore, jakiego kiedyś bardzo poszukiwałem - z jednej strony energiczny, z drugiej dość prosty i mknący do przodu, a co chyba najważniejsze - pozbawiony czystych wokali. Tak, w czasach, gdy w muzyce metalcore'owej żniwo zbierała plaga melodyjnych refrenów taka kapela jak In Disarray byłaby na wagę złota. Teraz słuchając ich albumu "Trauma" mogę powspominać te piękne czasy, gdy zaczynałem trochę bardziej intensywnie słuchać metalcore'a. Dla fanów tego gatunku pozycja obowiązkowa, tym bardziej, że jak już wspomniałem pozbawiona czystych wokali, więc nie oczekujcie śpiewnych refrenów - choć zaznaczam, że nie brakuje na płycie bardzo dobrych melodii gitarowych. Muzycy In Disarray są twardzi od samego początku aż do końca albumu.

Lacrimas Profundere - How To Shroud Yourself With Night
(gothic metal/melodic death metal/doom metal)
Premiera: 26.08.2022

Nie jestem fanem gothic metalu, ale akurat Lacrimas Profundere znam i nawet lubi ich płyty. Pierwszy raz z ich muzyką spotkałem sie dość późno, bo dopiero w 2010 roku przy okazji premiery albumu "The Grandiose Nowhere". Mimo tego, że lubię ich granie, to nie jest zbyt intensywna przyjaźń, ot odpalam jakiś z ich albumów może z raz lub dwa razy do roku, ale nic więcej. Odnośnie ich trzynastego w dyskografii wydawnictwa, jakim jest wydany w sierpniu "How to Shroud Yourself with Night" nie miałem absolutnie żadnych oczekiwań. No może tylko, żeby nie był to tak bezbarwny album jak ostatnie płyty Moonspell. I po odpaleniu "How to Shroud Yourself with Night" od razu wiedziałem, że nie może go zabraknąć w podsumowaniu sierpnia. Gothic metal przeważnie nudzi mnie w podobnym stopniu co doom metal, a tym czasem podczas słuchania nowego albumu Lacrimas Profundere bawiłem się naprawdę dobrze. Może też dlatego, że kapela czasami dorzuca do gotyckiej stylistyki trochę melodic death metalu, a może też dlatego, że są momenty, w których uderzają w bardziej rockowe klimat i połączenie ich gotyckiego grania z rockiem kojarzy mi się trochę z The 69 Eyes (ale to bardzo luźne skojarzenie). Reasumując "How to Shroud Yourself with Night" to bardzo dobry materiał, który sprawił, że zapragnąłem wrócić do starczych płyt Finów. Ale czy ten materiał zadowoli zatwardziałych fanów kapeli? Ciężko mi powiedzieć, na pewno powinien podobać się wielbicielom gothic metalu, bo to gothic metal pełną gębą, a nie jacyś symfoniczni udawacze.

Long Distance Calling - Eraser
(post-rock/progressive rock/post-metal)
Premiera: 26.08.2022

Uwielbiam poprzedni album Long Distance Calling. "How Do We Want to Live?" to była pozycja, której absolutnie się nie spodziewałem, mimo tego, że z twórczością tej niemieckiej grupy jestem zaznajomiony. Płyta z 2020 roku była nowoczesna, wręcz futurystyczna i jednocześnie dość ciężka jak na klimaty Long Distance Calling. I nie bardzo wiedziałem, czego mogę się spodziewać po następcy takiego bombastycznego wydawnictwa. "Eraser" to zupełnie inne granie niż "How Do We Want to Live?". Wydany w tym roku album jest zdecydowanie spokojniejszy, bardziej subtelny, nie ma też tylu zrywów i różnorodności jak na poprzedniku. To czego nie można odmówić "Eraser" to doskonałego klimatu, a kolejne kawałki po prostu płyną jeden za drugim, nie da się przerwać nagle słuchać tego wydawnictwa. Składające się na to wydawnictwo dziewięć kompozycji brzmi jakby były jedną całością. Dla fanów post-rocka i post-metalu pozycja obowiązkowa.

Nordic Union - Animalistic
(heavy metal/hard rock/power metal)
Premiera: 12.08.2022

Absolutnie niczego nie spodziewałem się po nowej płycie Nordic Union, raczej potraktowałem ją jako ciekawostkę do sprawdzenia. A po odpaleniu płyty kompletnie wsiąkłem w tę mieszankę heavy metalu i hard rocka. Odpowiadzialni za to są zarówno wokalista Ronnie Atkins, jak i gitarzysta Erik Mårtensson - obydwaj panowie bardzo doświadczeni w innych hard rockowych projektach. Od pierwszych minut "Animalistic" czuć tutaj ogromną rockową energię, a kawałki błyskawicznie wpadają w ucho. Nie brakuje oczywiście ballad, ale jednak trzon tego wydawnictwa stanowią energiczne kompozycje. "Animalistic" to bardzo dobry materiał będący mieszanką heavy metalu i hard rocka, momentami muzycy zapędzają się też w power metalowe rejony. A kawałek "This Means War" brzmi jak zaginiony kawałek HammerFall (no dobra, tylko początek tej kompozycji).

Norma Jean - Deathrattle Sing For Me
(metalcore/alternative metal/post-hardcore/mathcore)
Premiera: 12.08.2022

Aż ciężko mi uwierzyć, że w sierpniu pojawił się już dziewiąty studyjny album kapeli Norma Jean. Z ich dotychczasowej dyskografii najlepiej wspominam "Polar Similar" z 2016 roku. Trochę czasu minęło od jego premiery, a jego następca "All Hail" (2019) wypadał bardzo dobrze, ale czegoś mi w nim brakowało. Na najnowszym albumie Amerykanów też mi czegoś brakuje, jakiegoś pierwiastka, który sprawiałby, że po jednym odsłuchu chciałbym sobie zaserwować kolejny. To nadal Norma Jean w bardzo wysokiej formie, bo ta kapela nigdy nie zeszła poniżej wysokiego poziomu. "Deathrattle Sing For Me" to album niemal kompletny, brakuje mi w nim tylko jakiegoś szaleństwa. Owszem jest tutaj nadal trochę mathcore'owego grania, ale ich płyty były o tyle atrakcyjne, że nigdy nie było wiadomo, czego się spodziewać po kolejnym kawałku. Najnowsza płyta jest jakby nieco bardziej ułożona, jakby bardziej klimatyczna, a mniej energetyczna. Jakby muzycy zdecydowali się nieco zwolnić. "Deathrattle Sing For Me" to bardzo dobry materiał, który na pewno spodoba się fanom mathcore'a i pokrewnych gatunków, ale trochę mu brakuje do najlepszych dokonań Norma Jean.

Ósserp - Els Nous Cants De La Sibil·la
(deathgrind)
Premiera: 19.08.2022

Hiszpańska kapela Ósserp to dla mnie jedno z większych odkryć tego miesiąca. To grupa, o której wcześniej nie słyszałem, a formacja powstała w 2013 roku w Barcelonie, natomiast wydany w sierpniu album "Els Nous Cants De La Sibil·la" (z katalońskiego oznacza "Nowe pieśli Sybilli") jest ich trzecią studyjną płytą. Z jednej strony zawartość tego wydawnictwa to deathgrind pełną gębą, ale jednak słychać tutaj też echa black metalu oraz hardcore'u. Więc sięgając po nowy album Ósserp nie oczekujcie, że będzie to granie w stylu np. Benighted. Hiszpanie grają szybciej, nie ma tutaj tego dudniącego brzmienia, za to jak już wspomniałem są za to elementy hardcore'u. Całość zamyka się w 42 minutach, a kapela nie zwalnia nawet na chwilę, więc sięgając po "Els Nous Cants De La Sibil·la" piszecie się na prawdziwą jazdę bez trzymanki utrzymaną w ekstremalnym klimacie.

Psycroptic - Divine Council
(technical death metal/progressive metal)
Premiera: 05.08.2022

Psycroptic to australijska kapela, która przeszła sporą metamorfozę przez już ponad 20 lat swojej działalności. Grupa zaczynała w 1999 roku, a debiutancki materiał "The Isle of Disenchantment" pojawił się w 2001 roku. "Divine Council" jest ósmym wydawnictwem tej formacji i z jednej strony kapela nadal trzyma się technicznego death metalu, ale na ich płytach można odnaleźć różne oblicza tego gatunku muzycznego. Moim absolutnym numerem jeden w ich dyskografii jest "Psycroptic" z 2015 roku, wówczas grupa zrezygnowała częściowo z łamańców, co wyszło im na dobre i trzymają się tego do dzisiaj. "Divine Council" to kolejne bardzo dobre wydawnictwo Australiczyków, którzy zdaje się, że w końcu odnaleźli swój styl. Jest to szybkie, ale nie pozbawione klimatu techniczne granie. Jeżeli jesteście fanami ultraszybkiego technicznego death metalu spod znaku Archspire, to na pewno najdziecie dla siebie sporo ciekawych elementów w twórczości Psycroptic, ale Australiczycy nie próbują na swojej płycie pobić prędkości światła. I mimo tego, że jest to album ciężki i wręcz agresywny, to znajdziecie tutaj również całą masę ciekawych melodii gitarowych. Jedna z najciekawszych pozycji sierpnia.

Russian Circles - Gnosis
(post-metal/atmospheric sludge metal/post-rock)
Premiera: 19.08.2022

Bardzo lubię twórczość Russian Circles, ale takim "gamechangerem" był dla mnie album "Guidance" z 2016 roku, czyli jakby nie patrzeć szósty studyjny materiał tej amerykańskiej grupy. I chociaż słyszałem poprzednie (no może nie wszystkie), to jednak nie robiły one na mnie aż takiego wrażenia. "Blood Year" z 2019 roku przeszedł zupełnie koło mnie, można powiedzieć, że go słyszałem, ale go nie słuchałem. Ot wpadł i zaraz wypadł. Ale z "Gnosis" mam dokładnie jak z "Guidance". Ten materiał wciągnął mnie momentalnie od pierwszego kontaktu. Russian Circles przyzwyczaili słuchaczy do tego, że potrafią grać bardzo klimatycznie, ale jednocześnie kiedy trzeba to nie obawiają się "dołożyć do pieca". I tak też jest z "Gnosis", to materiał, w którym klimat jest tak gęsty, że można go kroić nożem. Ale jednocześnie muzycy udowadniają, że poza tworzeniem odpowiedniej atmosfery potrafią też grać ciężko. I tego też tutaj nie brakuje, powiedziałbym, że jest tak pół na pół. Jeżeli jesteście fanami instrumentalnego grania spod znaku post-metal/post-rock to ten materiał wciągnie was bez reszty. I gdybym miał wybierać ten jeden album, który miałby być moim ulubionym wydawnictwem miesiąca, to bez zastanowienia wskazałbym na "Gnosis".

Sigh - Shiki
(avantgarde metal/progressive metal)
Premiera: 26.08.2022

Mirai Kawashima to żywa legenda japońskiej sceny metalowej, ale też światowej sceny avantgarde metalowej. Aktualnie 52-letni muzyk, a raczej multiinstrumentalista dowodzi kapeli Sigh od 1990 roku. Czy jest ktoś, kto słucha metalu, a nigdy nie natknął się na twórczość tej formacji? Śmiem wątpić, no chyba, że umyślnie omija formacje z dalekiego wschodu. Moja przygoda z tą japońską grupą rozpoczęła się od albumu "Gallows Gallery" (2005) i trwa do dziś, a każda ich kolejna płyta jest przeze mnie bardzo wyczekiwana. Cóż takiego jest niezwykłego w tej formacji? W żadnych wypadku nie chodzi o egzotykę w metalu (tę mam w wystarczającej ilości w twórczości innej japońskiej grupy - Onmyouza). Sigh mimo tego, że są aktywni na scenie od ponad 30 lat, to ciągle potrafią na swoich wydawnictwach zaskakiwać. I może to jest właśnie ten najbardziej pociągający pierwiastek w ich twórczości, nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać po ich następne płycie. Na "Shiki" znaleźć możecie całą masę różnych tropów muzycznych, bo jest tutaj bardzo różnorodnie. Jest trochę psychodelicznego rocka, skrawki folku, są elementy black metalu, jest też miejsce dla doom metalu i cała pasa progresywnego grania, ale też dużo dość nieoczekiwanych elementów, które z jednej strony zaskakująco dobrze pasują do całości, jak i przyczyniają się do tworzenia unikalnego klimatu, jaki Sigh serwują na tej płycie. "Shiki" to nie jest typowy przedstawiciel twórczości tej japońskiej formacji, ale w ich dyskografii nie ma ani jednego takiego wydawnictwa, bo niby słychać, że wszystkie wychodzą spod tej samej ręki (a raczej spod tych samych rąk), to jednak jest w nich cała masa różnorodności. Ale gdyby ktoś jednak pierwszy raz na oczy widział nazwę Sigh i po przesłuchaniu "Shiki" był zaintrygowany, to jako kolejny album do obczajenia polecam "In Somniphobia" (2012).

Soilwork - Övergivenheten
(melodic death metal/alternative metal)
Premiera: 19.08.2022

Nigdy nie byłem i pewnie nigdy już nie będę fanem Soilwork. Zawsze coś przeszkadzało mi w ich twórczości, przeważnie to były melodyjne wokale i jakieś takie granie na jedno kopyto. Dlatego też sięgając po 12 album Szwedów nie miałem żadnych oczekiwań. Ot myślałem, że sobie przesłucham "Övergivenheten" i przejdę spokojnie do innej płyty, jakiejś bardziej mnie interesującej. Ale skoro widzicie ten album w tym zestawieniu to znaczy, że jednak nowy materiał Soilwork zaskoczył. I to, co do tej pory mi przeszkadzało w twórczości Szwedów tym razem jest punktem, który mnie przekonał do ich nowej płyty. Ich melodic death metal jest bardzo...hm..."piosenkowy". I może też dlatego bardzo dobrze mi się go słuchało. Poza tym materiał jest bardzo melodyjny i kawałki błyskawicznie wpadają w ucho. Co prawda kompletnie nie tego oczekuję od melodic death metalu, bo jak sobie przypomnę, że przecież w tym samym gatunku obracają się In Mourning, czy Be'lakor to przecież Soilwork gra zupełnie inaczej. Zdecydowanie bardziej przystępnie i melodyjniej, a przede wszystkim przebojowo.

Spite - Dedication To Flesh
(deathcore)
Premiera: 19.08.2022

Jeszcze pamiętam, jak pierwszy raz miałem kontakt z twórczością amerykańskiej kapeli Spite. Było to przy okazji premiery albumu "Nothing Is Beautiful" (2017) i był to naprawdę sprawnie zagrany deathcore, ale niestety nic więcej. Ale nazwa kapeli wryła mi się w pamięć. Wróciłem do nich przy okazji kolejnego wydawnictwa, czyli "The Root of All Evil" (2019), ale tym razem bez większego zainteresowania. Ot jednym uchem wpadło, drugim wypadło - pewnie tym bardziej, że wówczas było więcej ciekawszych wydawnictw w tym gatunku. Teraz mam wrażenie, że w deathcorze panuje lekka posucha. Owszem pojawiają się jakieś wydawnictwa, ale żadne nie robi specjalnie dużego wrażenia. Natomiast Spite na swoim najnowszym albumie wypada bardzo dobrze, ich muzyka jest ostra jak brzytwa, zachowane są wszelkie prawidła deathcore'u, kawałki mnką do przodu z zawrotną prędkością i niesamowicie gniotą. Nie spodziewałem się, że Spite dostarczą tak dobry materiał, który nie zmęczy mnie przy pierwszym odsłuchu. Wręcz po każdym odsłuchu mam ochotę na kolejny. Bardzo energiczny materiał.

The Halo Effect - Days Of The Lost
(melodic death metal)
Premiera: 12.08.2022

The Halo Effect to stosunkowo świeża formacja, bo powstała w 2021 roku, a jej skład stanowią byli muzycy In Flames. Jedynie wokalista Mikael Stanne występował pod szyldem In Flames tylko przez chwilę i to wyłącznie podczas koncertów. Natomiast pozostali muzycy to prawdziwi weterani tej szwedzkiej żywej legendy melodic death metalu. I jak nie jestem fanem In Flames (ani w starszej, ani w nowszej odsłonie), to muszę przyznać, że debiutancki materiał The Halo Effect wypada zaskakująco dobrze. To na pewno bardziej melodic death metal niż tegoroczne dokonanie Soilwork, chociaż momentami kojarzy mi się z twórczością Children Of Bodom (tylko bez udziału klawiszy). Sporo tutaj bardzo dobrych i szybko wpadających w ucho melodii gitarowych, nie ma czystych wokali (Mikael Stanne charcze od początku do końca). "Days Of The Lost" to bardzo dobra płyta utrzymana mocno w ramach gatunku melodic death metal, muzycy nie próbują wymyślić prochu na nowo, nie starają się też mieszać mdm-u z innymi gatunkami. Realizują swoją wizję w ramach melodic death metalu i wychodzi im to doskonale. Jeżeli ostatnie płyty In Flames was zawiodły, to polecam dać szansę The Halo Effect.

Unprocessed - Gold
(progressive metal/djent/alternative metal)
Premiera: 12.08.2022

Nie wiem, jak to się wydarzało, ale nigdy wcześniej o Unprocessed nie słyszałem i pewnie nigdy bym nie usłyszał, gdybym nie sięgnął po album "Gold". Unprocessed to niemiecka formacja grająca, która zaczynała od mieszanki progressive metalu, djentu i metalcore'a. Wraz z czwartą płytą, czyli właśnie "Gold", gdzieś zagubił się metalcore. Odpalając najnowsze wydawnictwo Niemców miałem nieodparte wrażenie, że słucham zaginionego wydawnictwa supergrupy złożonej z muzyków kapel takich jak Periphery, Monuments i Tesseract. Jest tutaj dość lekko, bo bardzo przeszkadzało mi w twórczości wspomnianego Periphery, ale Unprocessed potrafią tę lekkość ubrać w bardzo atrakcyjne szaty. "Gold" to nie tylko djenty i granie łamańców, to też cała masa ładnych i miłych dla uka melodii, które szybko wpadają w ucho. To też bardzo dobre wokale i w końcu - ale chyba najważniejsze naprawdę ciekawe kompozycje. Nie wiem niestety jak ten materiał wygląda na tle dotychczasowych wydawnictw Unprocessed, ale na pewno się z nimi zapoznam.

2 komentarze:

  1. Jestem w szoku, że wróciłeś do recenzji. Pozdro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam jestem w szoku ;-) Chociaż do takich pełnych recenzji nie wróciłem i raczej nie wrócę, skrótowe opcje jednak wygrywają.

      Usuń