Ponad pół roku od poprzedniego odcinka "Na skróty" czas wrócić do cyklu. Drugi odcinek w 2013 roku poświęcam core'owym wydawnictwom, które dowodzą sporej różnorodności gatunkowej. Wśród nich znalazł się jeden polski album, jeden album sprzed kilku lat i w jeden naprawdę przypadkowy, który dziwnym trafem trafił w moje ręce.
Raised Fist - Sound Of The Republic (2006)
Hedfirst - 44 (2012)
Behold The Kingdom - The Eyes of the Wicked Will Fail (2011)
Raised Fist - Sound Of The Republic
(hardcore; 2006; Szwecja)
Najpierw odrobina historii - kapela powstała w 1993 roku w szwedzkim mieście Luleå. Muzycy zadebiutowali albumem "Fuel" wydanym w 1998 roku. "Sound Of The Republic" to czwarta studyjna płyta wydana przez Raised Fist. Dlaczego akurat postanowiłem wspomnieć o tym albumie? Głównie dlatego, że ma najbardziej wyróżniające się brzmienie na tle pozostałych wydawnictw tej kapeli. Tutaj mamy nie tylko hardcore, ale i sporo groove metalowych odnośników - niektórym mogą kojarzyć się z mieszanką groove/nu-metal. Mocne riffy, dobra melodyka kawałków i bardzo specyficzny wokal, który nie każdemu może się spodobać. Alexander Hagman jednak świetnie wpasowuje się ze swoim "szczekaniem" czy "skrzeczeniem" w rytm muzyki. Tutaj nawet wolniejsze kawałki mają w sobie niesamowitą moc i energię. Ba! Nawet jeśli są wolne to sprawiają wrażenie szybkich. Kiedy pierwszy raz słuchałem tego albumu miałem wrażenie, jakby ktoś przywalił mi kilka razy obuchem prosto w twarz, a nie w tył głowy. "Sound Of The Republic" to wydawnictwo, na którym każdy kawałek jest w stanie rozsadzić głowę słuchacza. Szkoda tylko, że momentami zupełnie niepotrzebnie pojawiają się czyste wokale (ale nie zaśpiewy), które są niby w tle, niby można na nie nie zwracać uwagi, a jednak trochę przeszkadzają. W każdym razie słychać, że Raised Fist nie chcą po prostu grać hardcore'a, oni chcą zmieść swoich słuchaczy z powierzchni Ziemi.
Nota: 8,5/10
(metalcore/hardcore; 2012; Polska)
Już nie pamiętam kiedy ostatnio dobrze się bawiłem słuchając płyty rodzimej kapeli, w której teksty kawałków są po polsku. Z takiego ostrzejszego, przynajmniej rockowego podwórka miało to miejsce w 2011 roku przy okazji albumu "Moje Trudne Dziecko" kapeli Lecznica Stałych Doznań. Ale muzyka Hedfirst leży daleko od tego co prezentuje wspomniana formacja. No właśnie, czy można pisać świetne teksty po polsku i jeszcze ozdobić je pasującą do nich muzyką? Odpowiedź na to znajduje się na albumie "44". Nigdy nie było mi po drodze z kapelą Hedfirst - niby słyszałem ich wcześniejsze płyty, na żywo wypadali naprawdę dobrze. Jednak nic specjalnie mnie do nich nie ciągnęło. Tak było do czasu ukazania się "44". Warszawska ekipa nagrała naprawdę niesamowity materiał, w którym polski język nie razi, nie odrzuca, ale wręcz przyciąga. Ile ten album by stracił, gdyby kapela zdecydowała się na przetłumaczenie tekstów na język angielski? Pewnie wiele, a zdobywanie zachodnich rynków muzycznych za sprawą angielskich utworów nie jest takie przesądzone. Wszak coraz mniej jest kapel śpiewających w ojczystych językach, każdy chce być światowy, a nie lokalny. Tymczasem Hedfirst pokazali, że można być lokalnym zespołem, ale grać na światowym poziomie. Taki właśnie jest album "44", który według mnie jest szczytowym osiągnięciem tej formacji. Na czwartej studyjnej płycie Warszawiaków znajduje się 10 szybkich i bezkompromisowych kawałków utrzymanych w klimatach hardcore/metalcore (z elementami post-thrashowymi) + intro. Teksty, jak i muzyka szybko wpadają w ucho i już przy drugim odsłuchu można odnieść wrażenie, że świetnie się zna zawartość "44". Nie jest to w żadnym wypadku zarzut, a zaleta. Ponadto kawałki jak już wejdą do głowy to nie chcą z niej wyjść - to tyczy się głównie "Wierny swoim demonom", "Ogniu krocz ze mną", "Jestem diabłem" czy "... Od milionów lat". Ale każdy kawałek zawarty na tym albumie to totalna miazga. Do tego warto też wspomnieć, że nowe numery z polskimi tekstami świetnie sprawdzają się na żywo. Mam nadzieję, że kolejny albumu jaki wyda Hedfirst będzie również w języku polskim.
Nota: 9/10
(deathcore; 2011; USA)
No właśnie, o Behold The Kingdom nie wiedziałem nic, kiedy zupełnie przypadkiem album "The Eyes Of The Wicked Will Fail". Zamawiając najnowszą płytę kapeli Soul Embraced zostałem gratisowo obdarowany przez Rottweiler Records albumem Behold The Kingdom. Patrząc na okładkę przypuszczałem, że to jakiś podrzędny "dziewczyński" post-hardcore w stylu Sleeping With Sirens. Kiedy zapuściłem numer "Restoration" (bo wstępniak do albumu to nic innego jak modlitwa "Ojcze nasz") błyskawicznie zostałem zmieciony za sprawą deathcore'owego wyziewu jaki dobył się z głośników. Behold The Kingdom to kapela wpisująca się w nurt christian core (podobnie jak chociażby A Plea For Purging, Saving Grace, Sleeping Giant, czy In The Midst Of Lions) i raczej eksplorująca ostrzejsze klimaty w tym nurcie. Krótki materiał składający się na "Behold The Kingdom - The Eyes of the Wicked Will Fall" trwający niecałe 27 minut jest bardzo intensywny i nie ma mowy o żadnym odpoczynku. Z drugiej strony kapela na tym wydawnictwie nie serwuje niczego nowego. Jest to deathcore, który na pewno zadowoli fanów, czy chrześcijańskiego core'owego grania, ale na pewno nikogo nie przekona do tego gatunku. Oczywiście nie zmienia to faktu, że chrześcijańskie treści w połączeniu z ostrym graniem mogą niejednego odrzucić. Jednak "The Eyes Of The Wicked Will Fail" na pewno należy do tej grupy albumów, którym warto dać szansę. Są szybkie numery, są też te bardziej gniotące, ale przede wszystkim nie brakuje "bujającej" pracy gitar (zwłaszcza w numerze "Restoration").
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz